Monday, February 15, 2016

[PL] Wymyślony problem - dziecioniedoróbstwo

Od lat alarmuje się, że jest strasznie niski przyrost naturalny w krajach Europy.

Wszyscy powtarzają, że to jest problem, politycy prześcigają się w niedziałających i coraz bardziej debilnych programach przyrostu dzietności, problem nie chce się dać rozwiązać i nie rozumiem, dlaczego nikt nie zastanawia się nad jedną rzeczą:

DLACZEGO JEST TO PROBLEM? Dlaczego tak bardzo kraj potrzebuje więcej ludzi, więcej dzieci, po chuj komu te dzieci???

Otóż one są potrzebne tylko i wyłącznie z jednego powodu: ponieważ większość państw na świecie ustanowiła sobie system emerytalny zwany przez niektórych "piramidą Bismarcka". Każda piramida potrzebuje - w zależności od typu - stałej lub nawet stale powiększającej się liczby uczestników systemu. W przypadku emerytur jeszcze pewnie wystarczyłaby stała liczba uczestników - ale Niemcy mają niestety ujemny przyrost naturalny, więc liczba uczestników systemu maleje, i oczywiście podobna sytuacja jest w Polsce. Musi więc rodzić się coraz więcej dzieci, żeby pracowały na emerytury obecnie pracujących, bo ci, co pracują teraz, płacą składkę, która nie jest żadną składką, tylko haraczem, za który państwo wypłaca emerytury bieżącym emerytom. Wypłaca je im, bo gdy oni pracowali, to płacili składkę... i tak dalej piramida się kręci, czy jakoś tak.

Sposób rozwiązania problemu jest zatem prosty jak w pysk strzelił: należy zacząć uzupełniać piramidę emerytalną pieniędzmi z budżetu (w miarę, na ile będzie to możliwe), stopniowo zmniejszać składkę emerytalną i propagować prywatne plany emerytalne. Potem kolejno będzie się zmniejszać minimalną składkę emerytalną, co będzie się uzupełniać prywatnym planem emerytalnym, aż w końcu składka spadnie do zera, a piramida zobowiązań państwa również. Wtedy dojdzie się do takiego systemu, jaki ma Japonia, czy Korea Południowa. Tam nie ma innych emerytur, niż prywatne plany emerytalne. Nawet w USA czegoś takiego nie ma (tzn. prywatne plany emerytalne istnieją jedynie jako fakultatywne).

Przecież temu właśnie miała służyć reforma emerytalna, jedna z czterech wielkich reform wprowadzonych przez rząd Jerzego Buzka. Niestety została kompletnie spartolona - przepisy ustanowiono tak, że towarzystwa emerytalne znalazły sobie faktycznie smaczny kąsek do żerowania na nieświadomych niczego przyszłych emerytach, a na dodatek później kolejne rządy postanowiły sobie radośnie ukraść te pieniądze towarzystwom emerytalnym.

Że liczba ludzi w Japonii maleje, ludzie nie chcą rodzić dzieci, w ogóle nie chcą się łączyć w związki są sobie obcy, to już alarmują od lat specjaliści z całego świata oprócz... samej Japonii, w której generalnie problem ten nikogo nie rajcuje. Dlaczego? Bo to nie jest żaden problem. Co z tego, że będzie mniej rąk do pracy? Japonia ściągnie sobie ludzi z zagranicy. Czy tam jest mało ludzi? Z tego, co wiem, Japonia jest najgęściej zaludnionym krajem na ziemi. Wyludnienie jest dla nich bardziej błogosławieństwem, niż katastrofą. Przecież w Japonii jest aż taki problem z gęstością, że nie wolno ci tam nawet kupić samochodu, jeżeli nie pokażesz poświadczenia, że masz go gdzie zaparkować.

W Polsce prawdopodobnie problem rozwiąże się sam niedługo, bo po prostu budżet się rozleci, ZUSowi zabraknie pieniędzy na wypłatę emerytur, więc trzeba będzie uzupełniać pieniędzmi z i tak już nadętego do granic możliwości budżetu państwa. Co zrobić z bieżącymi emerytami? No cóż, będzie trzeba robić na nich jakąś zrzutkę, niestety również do uzupełnienia z przyszłych pokoleń, tylko tym razem zacząć ową składkę zmniejszać.

A o czym myśli teraz rząd? Własnie zaklepano program 500+. Przy budżecie napiętym już do granic możliwości, z którego pewnie niedługo trzeba będzie uzupełniać pieniądze na wypłatę emerytur. Program wspomagania dzietności - nawet jeżeli da jakiekolwiek efekty (a doświadczenia z takich programów wskazują, że rezultaty ich wszystkich są w przybliżeniu zerowe) - będzie miał pozytywne skutki najwcześniej za 25 lat, a do tego czasu ZUS już dawno będzie bankrutem, o państwie polskim nie wspominając.